Usłyszałem kiedyś opinię, że Takashi Miike to taki niezwykły człowiek, który robi filmy albo wybitne, albo denne... nie zgadzam się z tym, ponieważ np. taki "ôdishon" trudno mi nazwać filmem wybitnym, a jeszcze trudniej dennym. Film jest dobry, jeśli jednak chodzi o "Chakushin Ari" to nie mam najmniejszych oporów przed nazwaniem go wybitnym. Wcisnął mnie w fotel i to zarówno w kinie, jak i w domu. Jednak żeby film dał porządnego kopa, wymagane jest dobre nagłośnienie, więc polecam przynajmniej słuchawki dobrej jakości.
Jak ktoś narzeka na marne aktorstwo, to niech obejrzy kilka wyżej notowanych filmów, w których gra aktorska jest doprawdy żenująca. Nie jestem żadnym krytykiem i nie mam nic do zarzucenia pannie Shibasaki, która według mnie swoją rolę zagrała wyśmienicie (polecam "Shôrin Shôjo" i "Dororo").
Jeśli kogoś irytują długie najazdy kamery, czy oczekiwanie na odpowiedź, podczas którego jest pokazywana twarz bohaterki, to stanowczo odradzam 90% produkcji jednego z mistrzów anime Mamoru Oshii, takie rzeczy trzeba lubić.
Amerykańskiej produkcji podziękuję... idioci zmienili dzwonek, to wystarczy za powód. No i sparzyłem się na amerykańskim "Ringu"
10/10!!!