PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=137716}

Nieodebrane połączenie

Chakushin ari
6,4 10 710
ocen
6,4 10 1 10710
5,7 3
oceny krytyków
Nieodebrane połączenie
powrót do forum filmu Nieodebrane połączenie

Jestem ostatnio ulubionym celem ataków "prawdziwego kinomana" i "filmoznawcy" pod pseudonimem latającego psa, który postanowił za wszelką cenę wykazać mi, że jestem totalną ignorantką w dziedzinie sztuki przez duże S., bowiem np. skrytykowałam "Oldboya" jako uwznioślenie trywialności i nie wielbię bezkrytycznie Lyncha jako bóstwa współczesnej kinematografii. No, ale mniejsza; w końcu takie epizody można zaliczyć co najwyżej do folkloru FW, uśmiechnąć się, zignorować i żyć dalej. Niemniej, poszperawszy tu i ówdzie, postanowiłam zerknąć na to, co tak zajmuje osoby, wielbiące kino azjatyckie, a przynajmniej jego ekstremalną część, czyli horrory i thrillery spod znaku Miike. Oglądałam kiedyś "Grę wstępną" i poza kilkoma ciekawymi momentami (nagłe ruchy worka) i pseudopsychologicznymi wtrętami (maltretowanie w dzieciństwie), nie dostrzegłam nic, co warto by zapamiętać (no tak, mamy jeszcze sceny końcowe z odcinaniem stóp i wbijaniem kolców pod powieki, w których wielbiciele azjatyckich produkcji dopatrzą się zapewne mnóstwa subtelnych symboli i kulturowych konotacji). Ale to było dawno. Myślę sobie: dam tej kinematografii szansę.

Na "Nieodebranym połączeniu" prawie zasnęłam. Prawie zasnął też mój współoglądacz. Dramaturgii zero. Przemyślanej fabuły zero. Jeśli to nie jest komercja made in Asia, to wolę nie myślec, co nią jest. "Straszy się" widzów takimi patentami jak: wyłażąca ze ściany twarz, czerwone światło, potwór a la zombie plus piskliwe wrzaski przerażenia kolejnych ofiar. Poziom grozy i napięcia mniej więcej taki sam jak we współczesnych hollywoodzkich przerażaczach. Oczywiście miłośnicy znajdą w tym filmie mnóstwo nawiązań, tyle że będzie miało to wartość równą temu, co Witkacy podsumował aforyzmem: "Jak się tak dobrze przyjrzeć, to mnóstwa smaczków można się doszukać nawet w pudełku od zapałek". Miike, jak widzę, uwielbia mamić widzów pseudowiedzą i pseudopsychologią (coś jak popularne gazetki "odkrywające" np. prawdziwą różnicę między mężczyzną a kobietą). Ot, liznął coś tu i tam, przeczytał i podsłuchał, a potem zręcznie wkręcił w swoją wizję horroru. Tu - problem znęcania się nad dziećmi. Szczerze mówiąc aż wstyd, że można tak zbanalizować i sprowadzić do poziomu rynsztoku tę kwestię. Ale cóż, są ludzie czytający "Życie na gorąco", są i ci, którzy w filmach Miike odkrywają doniosłe prawdy psychologiczne. Każdy ma taką prawdę, na jaką sobie zasłużył. A Miike może lepiej by zrobił, gdyby zamiast siedmiu filmów rocznie, zrobił jeden, za to porządnie.

ocenił(a) film na 8
Diana

Ten film to akurat jest kino komercyjne (wystarczy spojrzeć chociażby na aktorów), Miike wchodzi tu w konwecję j-horroru (tak bardzo wyeksploatowaną od czasu "Ringu" Nakaty) i troszkę w niej miesza, przede wszystkim wątek dwóch duchów, który nie jest obecny w większości innych tego typu filmów. A sam film nie udaje wielkiego i ambitnego dzieła - to po prostu straszak, który ma jakąś głębszą myśl, ale tu głównie o horrorową rozrywkę chodziło. Jeśli nie lubisz ghost stories to trudno, każdy preferuje inny styl grozy.

Co mnie jednak uderzyło to fakt, iż "Audition" jest wg Ciebie filmem nieudanym. Nie rozumiem dlaczego wymieniasz akurat te sceny jako najlepsze. Fakt, są dobre, ale to tylko pewna część. Część dramatu, o którym opowiada Miike, to przede wszystkim film o samotności, ukrytych pragnieniach, marzeniach, a nie o przemocy, oprócz której nic zdaje się nie dostrzegłaś.

A Miike może robić i 10 filmów rocznie, a i tak niemal wszystkie się udają. Wystarczy wspomnieć "Ichi the killer", trylogię "Dead or Alive", "Ley lines" i wiele, wiele innych.

Na koniec powiem, że nie chcę wyjść na jakiegoś wielkiego kinomana i znawcę kina (ale Lyncha bardzo cenię, jak i "Oldboya"), tylko uważam, że pewne aspekty zostały przez Ciebie pominięte i wysnuwasz wnioski dla mnie, jako fana Japończyka, nie mogące pozostać bez pewnej dozy polemiki.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 2
MrowiecMachine

"Jeśli nie lubisz ghost stories to trudno, każdy preferuje inny styl grozy."

To nie kwestia preferencji stylu grozy, tylko obecności tej grozy. A w "Nieodebranym połączeniu" zawartość grozy w grozie jest równa 0. Naprawdę nie wiem kogo to może przestraszyć. 10-laktów?

"Część dramatu, o którym opowiada Miike, to przede wszystkim film o samotności, ukrytych pragnieniach, marzeniach, a nie o przemocy, oprócz której nic zdaje się nie dostrzegłaś."

O pudełku od zapałek pisałam, prawda? :) Właśnie o to chodzi - takie dostrzeganie za pokładami kiczu głębokich prawd to dla mnie tytułowe "psychologizowanie dla opornych". Trywializowanie, udawanie, uwznioślanie banału. Komuś to odpowiada - proszę bardzo. Ja wolę nieco inny sposób opowiadania o samotności i ukrytych pragnieniach niż wplecenie tych skądinąd ważnych życiowych spraw w festiwal gore i wmawianie, że tak naprawdę wcale nie o gore chodzi.

ocenił(a) film na 8
Diana

eeeeee? że co? festiwal gore? przecież tam oprócz finału (skądinąd wcale nie tak brutalnego) nie ma żadnego gore. Festiwal gore to jest w "Guinea pig" (szczególnie część druga), ale tu przemoc jest swoistym komentarzem, oryginalnym zaakcentowaniem samotności bohaterki, bo w końcu z czego, jeśli nie z samotności dochodzi do popełnionego czynu? W tym filmie nawet postaci epizodyczne mają zaakcentowane własne problemy (vide sekretarka głównego bohatera czy jego pokojówka).

Jeśli tu widzisz uwznioślanie banału to trudno, nie mam zamiaru zmieniać niczyjego punktu widzenia, ale dla mnie to zakrawa nieco na ignorancję.

A w "One missed call" jest groza, ale subtelna i wychwytywana przez ludzi, którzy najzwyczajniej w świecie lubią tego typu. Fakt, że nie ma jej sporo jest niezaprzeczalny, ale film obejrzałem z równą przyjemnością co kultowy już "Ringu" Nakaty.

Zresztą uważam, że nie ma za bardzo po co kontynuować tematu, bo żadne z nas zdania nie zmieni:) Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 2
MrowiecMachine

"przecież tam oprócz finału (skądinąd wcale nie tak brutalnego) nie ma żadnego gore."

Oj, coś chyba jeszcze po drodze było. Jakieś ucho czy język, jakieś rozrzażone pręty? Dawno widziałam, więc poza mglistymi wrażeniami, ledwie co mogę przywołać.

"Jeśli tu widzisz uwznioślanie banału to trudno, nie mam zamiaru zmieniać niczyjego punktu widzenia, ale dla mnie to zakrawa nieco na ignorancję."

Ignorancja, bo dostrzegam, ale mnie nie zachwyca?

"Fakt, że nie ma jej [grozy] sporo jest niezaprzeczalny"

Tu nie chodzi o ilość, lecz o jakość. Teatralne piski poszczególnych ofiar, gnijący zombiak i do znudzenia powtarzany schemat feralnego połączenia telefonicznego to groza na poziomie podrzędnego horroru. W literaturze odpowiednikiem byłyby może szmirowate powiastki Mastertona z latającymi demonami, tryskającą plazmą i wrzeszczącymi kobietkami.

"Zresztą uważam, że nie ma za bardzo po co kontynuować tematu, bo żadne z nas zdania nie zmieni:)"

Oj, żebyś się nie zdziwił. :) Ostatnio dałam się przekonać do innej niż moja własna interpretacji czeskiego filmu "Jazda". Owszem, pozostałam przy poprzednim stanowisku, ale spojrzałam też na film z zupełnie innej perspektywy. :) Ale chyba masz rację - w tym przypadku byłoby ciężko. Swoją drogą nie wiem czemu taką złość wywołuje moje porównywanie tych japońskich horrorów do "Piły". Że niby "Piła" to hollywoodzki kicz, a azjatyckie obrazy to wysmakowane wizje? Zaprawdę, wielka jest siła etykietki... :)

ocenił(a) film na 8
Diana

A jednak coś dopowiem:)

Jest leżący na podłodze język, są i pręty, jest też facet z ubytkami cielesnymi, ale to nie gore. Prętów nie widać jak wchodzą w skóre, wszystko jest zasugerowane. Może jedynie jeszcze ten język i scena dekapitacji zalicza się do gore.

A w filmie urzekła mnie też praca kamery, zauważyłaś, że im bardziej zmienia się psychika bohatera to wraz z nią zmieniają się sposoby w jakie pokazuje sceny kamera? Może nie jest to coś absolutnie oryginalnego, ale bardzo dobry pomysł do filmu.

Może nie ignorancja w takim razie, ale inny sposób patrzenia na tamtykę czy też dzieło filmowe. Inny nie znaczy gorszy, nie uważam, że "uwznioślanie banału" zachodzi w tym filmie na taką skalę jak piszesz, mogłbym nawet napisać coś zgoła odwrotnego, ale tak serio to uważam, że każdy powinien mieć swoje zdanie, choć też do pewnych granic:P

Porównywanie ghost stories i "Piły" jest złe, bowiem:
- piły "szokują" bezsensowną przemocą a ghost stawiają na nastrój;
- różnią się obecnością (tudzież brakiem) gore;
- całkiem inny styl budowania napięcia jednak;
- no i oczywiście pewne różnice kulturowe;
- w tych dobrych straszakach nie ma też wszystkiego podanego na tacy, a fabuła jest bardziej zagmatwana - polecam z długowłosą zjawą zobaczyć "A Tale of two sisters".

Nie chcę powiedzieć, że "One missed call" to jakiś genialny horror. To nie jest film 100% Miike, to film (że tak powiem) na zamówienie. Miike zrobił mało ambitny straszak, z planowanym komercyjnym sukcesem. Wplótł tu kilka swoich elementów, ale jak mówie to nie jest całkiem jego styl. Miike znany jest z tego, że nie odmawia jak go proszą o wyreżyserowanie jakiegoś filmu, i tak było i w tym przypadku.

Chyba teraz koniec, ale nie zarzekam się:)

ocenił(a) film na 2
MrowiecMachine

Cóż, tak to właśnie z pamięcią bywa - podpowiada nam nie to, co było, tylko to, co mogło być z naszego punktu widzenia. ;) To też a propos filmu "Memento", który dziś obejrzałam. :)

Analogią do "Piły" posłużyłam się w nieco innym sensie niż to zasugerowałeś. Chodziło mi raczej o dogrzebywanie się do warstwy psychologicznej głębi przez pokłady gore, karkołomnych pomysłów czy innych jeszcze zajmujących w fabule centralne miejsce rozwiązań, jednakowoż traktowanych przez tropicieli przesłań jako mało istotny sztafaż. ;)

A z horrorami to ja mam w ogóle spory problem. Nic mnie nie straszy. :) Wszystko jest albo śmieszne, albo nudne, albo żenujące. Współcześnie te w miarę dobre horrory, niestraszące mackami, zombiakami, plazmą czy - z drugiej strony - fabularnym wydumaniem to np. "Szósty zmysł" czy "Inni". I klasyka, która pozostaje niedościgniona: "Lśnienie", "Omen", "Egzorcysta".

A już na koniec pozwolę sobie skomplementować. :) Jaka to przyjemna odmiana dyskutować z kimś na poziomie. :) Na FW nieczęsto się to zdarza, ale ostatnio to wręcz istny boom chamstwa. I dlatego bardzo się cieszę, że tym razem mogę się pospierać w tak miłej atmosferze. :)

ocenił(a) film na 8
Diana

Fakt, pamięć niestety jest wybiórcza i zachowuje tylko to co na danego człowieka najbardziej oddziałowuje. A, że każdy jest inny to i inne momenty z filmu zapamiętuje lepiej.

Rozumiem teraz Twoje porównania straszaków z obu stron świata i muszę przyznać, iż coś w tym jest. Ale uważam za błąd doszukiwanie się pokładów psychologicznych, czy jakiegokolwiek przesłania w "Pile" (i jej pochodnych) czy też już wielokrotnie przywoływanym przeze mnie "Ringu". Jednak pod innymi względami te filmy to dwa odmienne spojrzenia na ekranową grozę, "Piła" realizacyjnie nie zachwyca i stara się tanio zaszokować przemocą, podczas gdy "Ringu" jest starannie przemyślany, a napięcie w nim jest odpowiednio dawkowane.

"Nieodebrane..." może straszyć. Naprawdę. Delikatnie może podnieść adrenalinę, ale trzeba mieć w tym kierunku wrodzone fobie. Ja niestety też już nie boję się na filmach (ale w dzieciństwie 4 razy nieźle się wystraszyłem, to były czasy:), jednakowoż dla mnie właśnie najstraszniejsze są azjatyckie filmy o duchach, mimo, że nie sprawiają, że włosy mi staną na głowie, mają jednak niepokojący nastrój. "Nieodebrane..." o wiele mniej, ale to raczej film skierowany do japońskiej młodzieży. Właściwie można i tu zastosować Twoją analogię do "Piły" - jeden film jest dla młodzieży z USA, a drugi z Japonii. Jednak nie umniejsza to Miike, który w każdej konwencji czuje się dobrze, czy robi mało ambitny film a'la "Man, next natural girl" czy dzieło pokroju "Ichi the killer", i tych dzieł ma zdecydowanie więcej niż gniotów. "Nieodebrane..." zaliczam do jego średnich filmów.

A "Szóstego zmysłu" sam niezbyt lubię, natomiast do "Lsnienia" podchodzę nieco sceptycznie względem zmian wobec książkowego pierwowzoru. A jestem fanem książki. "Omen" mnie kiedyś porządnie nastraszył, a "Egzorcysta" jest bardzo dobry, ale to nie mój styl grozy niestety.

I przyznam rację. Miło jest pokonwersować w cywilizowany sposób, takich dyskusji powinno być więcej na FW zamiast wzajemnego obrzucania się inwektywami, ale to niestety domena dzisiejszych ludzi, szczególnie tych młodszych - jak brakuje im argumentów, to rzucają chamskimi epitetami, a że tacy ludzie argumentów zwykle mają mało, to i epitetów jest zatrważająca ilość. Ale trochę zboczyłem z tematu:) Również mi miło.

Diana

Polecam Ci droga koleżanko, zaprawiona w kinie grozy wstępne zapoznanie się z terminologią taką jak "gore" i od razu na przyszłość splatter, splah'n'splatter. W tym filmie akurat zostało zastosowane parę ciekawych aczkolwiek w sumie ogranych tricków. Sęk w tym iż podano je w bardzo klasyczny sposób, co jak dla mnie jest plusem. Dobry warsztat to połowa sukcesu. Kino azjatyckie zawsze było specyficzne i przeznaczone nie dla każdego odbiorcy. To trzeba po prostu lubić. Nie lubisz - nie oglądaj co za tym idzie oszczędź takich wypocin innym. Swoją drogą horror japoński też dzieli się na poszczególne okresy. Zaczynając od epatowania makabrą na modłę kina koreańskiego i włoskiego (mowa oczywiście o horrorze) stylistycznie najbliższego torture porn albo snuf movies z lat 70 kończąc na Dark Water. Jak was to kręci to przeczytajcie sobie np. "Paradoksy uczuć albo Filozofia Horroru" Carolla. A kiedy w dyskusji o horrorze widzę słowa "Piła" i "warstwa psychologiczna" w obojętnie jakim kontekście robi mi się słabo. Piła jest jednym z gorszych horrorów w historii gatunku pomijając Eda Wooda i Troma Project które świadomie były żenujące i stały się ikoną kiczu. A błędów scenariuszowych i reżyserskich popełnionych w tym crapie ustrzegłby się filmowiec amator.

alega22

Aby nikt nie zarzucił mi ignorancji pomijam oczywiście wywody na temat synkretyzmu tradycji, kultury, wierzeń Japonii i wpływów amerykańskich albo brytyjskich. Jak również wszystkie te wariacje na temat thrillerów, scfi itp.

ocenił(a) film na 2
alega22

"Kino azjatyckie zawsze było specyficzne i przeznaczone nie dla każdego odbiorcy. To trzeba po prostu lubić. Nie lubisz - nie oglądaj co za tym idzie oszczędź takich wypocin innym."

Specyficzne jest także Bollywood. Specyficzna jest wuxia. Wszystko jest w jakimś stopniu specyficzne. Ale w obrębie danej specyfiki są rzeczy dobre i złe. Czy nie lubię - nie wiem, póki nie zobaczę. To zresztą też nie do końca się sprawdza, bo i za westernami nie przepadam, a ostatnio zachwyciło mnie "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie". "Wypocin" nie skomentuję, bo nie lubię pyskówek.

"A kiedy w dyskusji o horrorze widzę słowa "Piła" i "warstwa psychologiczna" w obojętnie jakim kontekście robi mi się słabo."

To niedobrze. Kontekst jest zwykle kluczowy w dyskusji.

Diana

Wczoraj sobie obejrzałam, rano postanowiłam wejść na filmweba – z myślą, że może jest tu kilka osób które w sposób raczej inteligentny analizują film, rozpoatrują poszczególne wątki. Nie znam się na filmie japońskim, mniejsza o to. Pani mnie zdenerwowała, bo Pani wykazała się totalną ignorancją i infantylnością. Sama się „Pani” do tego przyznaje w pierwszym poście. Oto biednej skrzywdzonej dziewczynce, jakiś człowiek o niskim poziomie zjechał film, to co ona teraz robi? Udają, że jest na wyższym poziomie i ... krytykuje, tak by dowalić owemu komuś. Cóż z tego, że obejrzała film dawno i już go nie pamięta. Cóż z tego, że „pani” oglądała tylko jeden film, rozumiem, że jak spróbuje jednego batonika, wie, że wszystkie są złe. Niech „pani” kupi może sobie taką piłeczkę, do ściskania, nie będzie się denerwować i nie będzie próbować zirytować innych.

Ciepło pozdrawiam wszystkoch tych, którzy nie dają się TROLOM internetowym.

ocenił(a) film na 7
eji

Patrząc po wszystkich różnych postach na forach Użytkowniczki DIany można stwierdzić jedno. CIerpi ona na ogromną chorobą "spaczony gust", z domieszką popcorniarstwa.

I szczerze to pierdoli trzy po trzy aż śmiać się chce :) Ty ktoś kto przeleżał półwieku pod lodem będzie przyrównywał Omeny i Egzorcyste to zupełnie nowej stylistyki horroru. NIe wiem w którym miejscu egzorcysta jest straszny. Mnie zawsze śmieszył. Jedyne co daje mocno po garach to "The Thing" Carpentera.

ocenił(a) film na 7
Redgard

jest z 82 i nic się nie zestarzał, nic.

Redgard

dobre filmy wyprzedzaja epokę, dlatego sie nie starzeją :)

ocenił(a) film na 3
Redgard

Egzorcysta to klasyk :/

ocenił(a) film na 2
eji

Dziękuję ślicznie za analizę moich motywacji. :D Ale na drugi raz radzę czytać nieco wnikliwiej, a chodzi zwłaszcza o to: "Cóż z tego, że obejrzała film dawno i już go nie pamięta." Proszę się zabawić w "znajdź dwa błędy". :)

"Niech „pani” kupi może sobie taką piłeczkę, do ściskania, nie będzie się denerwować i nie będzie próbować zirytować innych."

Piłeczkę to polecam tym, którzy się tak irytują w tym wątku. :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones